Generał Józef Chłopicki
W XIX w. Polacy szczególnie pamiętali o bitwie pod Grochowem. W rocznicę bitwy urządzano manifestacje patriotyczne, a z gałązek olchowych zabranych z Olszynki wyrabiano pamiątkowe krzyżyki i emblematy narodowe. W naszym cyklu przyszła więc pora na przedstawienie postaci generała Józefa Chłopickiego – człowieka, dzięki któremu bitwa ta na stałe weszła do panteonu chwały oręża polskiego.
Józef Grzegorz Chłopicki
(1771–1854)
„…wojak dzielny, śmiały”
Józef Chłopicki urodził się na Podolu, tuż przed ostateczną klęską konfederatów barskich. W walkach konfederatów z Rosjanami brał udział jego starszy brat – Andrzej, który wielokrotnie, już jako niewidomy zakonnik, opowiadał Józefowi o tych wydarzeniach. Rozpalił tym samym w sercu młodego chłopaka tak wielkie zamiłowanie do wojaczki, że w końcu przyszły generał w wieku 14 lat uciekł z klasztornej szkoły i zaciągnął się do polskiego wojska. Okazji do wojowania jednak w armii polskiej wówczas nie było. Młody Chłopicki porzucił więc w 1788 r. polski mundur i poszedł z Rosjanami bić Turków. Do armii polskiej wrócił po roku, po to tylko, by tym razem bić Rosjan – w obronie Konstytucji 3 maja. Po zakończeniu wojny i po kolejnym rozbiorze pułk Chłopickiego został siłą wcielony do armii rosyjskiej. Chłopicki znowu założył mundur rosyjski, dosłużył się rangi porucznika, po czym ponownie opuścił rosyjskie szeregi i zaciągnął się do wojsk Kościuszki. Po upadku insurekcji udał się na emigrację i wstąpił do Legionów Polskich.
Czas służby w Legionach Polskich to jeden z trzech najważniejszych okresów w życiu Chłopickiego. Los związał go z II batalionem 1. Legii, który stał się najbitniejszą formacją legionową. Duża w tym zasługa Chłopickiego, wyrastającego na szlaku bojowym Legionów na niezwykle zdolnego oficera piechoty. I czy przyszło mu walczyć z okrutnymi powstańcami neapolitańskimi lub kalabryjskimi, czy też z regularnymi wojskami austriackimi, rosyjskimi lub brytyjskimi, zawsze jego żołnierze mogli widzieć go idącego na czele formacji. Przed każdym atakiem miał zwyczaj przemawiać do swych podkomendnych, mówił jednak „krótko, a do serca, bo długo gadać nie umiał”. Surowo przestrzegał dyscypliny i nie znosił przegrywać (któż zresztą to lubi?). Każda porażka była dla niego osobistym niepowodzeniem, o którym chciał szybko zapomnieć, a drogą do tego było zwycięstwo. Przykładem mogą być wydarzenia z Wielkiego Tygodnia 1799 r. W Wielki Czwartek neapolitańscy powstańcy wyparli batalion Chłopickiego z miasteczka Traetta. Chłopicki tak długo naprzykrzał się Dąbrowskiemu, że ten w końcu zezwolił mu na poprowadzenie ataku i odbicie miasteczka. Chłopicki uderzył o świcie w Niedzielę Wielkanocną. Zdobył Traettę, powstańców wyciął w pień, domy zburzył, a na ich gruzach zatknął tabliczkę z napisem: „Tu była Traetta – zbuntowała się – już jej nie ma!”.
Żołnierze podziwiali Chłopickiego za odwagę i zimną krew. Do legendy wojen napoleońskich przeszły wydarzenia w czasie bitwy pod Castel Franco w 1805 r., gdy batalion Chłopickiego stanął oko w oko z 700 austriackimi kirasjerami. Zazwyczaj starcie z ciężką jazdą kończyło się fatalnie dla piechoty. Chłopicki jednak nie stracił głowy. Nie nakazał sformowania przewidzianego regulaminem czworoboku, ale przyjął szarżę Austriaków salwą całego regimentu, po czym wydał rozkaz uderzenia na bagnety. Rozbici i zdezorientowani kirasjerzy musieli złożyć broń przed triumfującym Polakiem.
W 1806 r. awansował na pułkownika Legii Polsko-Włoskiej. Po jej przekształceniu w Legię Nadwiślańską ruszył na jej czele do Hiszpanii, gdzie pokazał w pełni talent znakomitego dowódcy piechoty oraz zdobył „wielkie uważanie tak u Polaków, jak i Francuzów”. Tu rozpoczął się drugi ważny okres w życiu naszego bohatera. Chłopicki nie tylko przyczynił się wybitnie do zdobycia Saragossy, lecz także samodzielnie dowodził w bitwie pod Epilą, gdzie rozbił kilkakrotnie przewyższające go liczebnie siły hiszpańskie, brał też udział w wielu innych starciach jako dowódca legionistów polskich i żołnierzy francuskich. W 1809 r. otrzymał zasłużone szlify generała brygady oraz tytuł barona cesarstwa. W 1812 r. Chłopicki ruszył wraz z Legią Nadwiślańską (jako jej faktyczny choć nieformalny dowódca) na Moskwę. Miał jednak żal do Napoleona, że ten odmówił mu stopnia francuskiego generała dywizji i nie dał samodzielnej komendy. Gdy we wrześniu 1812 r. u wrót Moskwy rosyjska kula zraniła go w nogę, opuścił szeregi wojsk napoleońskich i na zawsze porzucił służbę u boku Napoleona.
W utworzonym na kongresie wiedeńskim Królestwie Polskim Chłopicki objął dowództwo 1. Dywizji Piechoty. Szanowany przez rodaków i ceniony przez wielkiego księcia Konstantego mógł spokojnie czekać na zakończenie kariery. Jednak grubiańskie maniery wielkiego księcia i niewyparzony język oraz poczucie dumy Chłopickiego nie pasowały do siebie. Najpierw Konstanty publicznie zarzucił Chłopickiemu, że ten nie umie maszerować. Generał nie zamierzał milczeć i odpalił: „Możliwe Wasza Książęca Mość, ale tym krokiem przeszedłem od Madrytu do Moskwy”. Innym razem książę zauważył u Chłopickiego rozpięty guzik u kołnierza munduru. Zwymyślał go przy świadkach i oświadczył, że go aresztuje. Dumny Chłopicki wrócił do domu i odesłał księciu swoją szpadę. Wielki książę zreflektował się i wysłał swego szefa sztabu z przeprosinami. Chłopicki przeprosin nie przyjął i przez następne półtora roku siedział dobrowolnie w domowym areszcie. Misji pogodzenia księcia i generała podejmowali się m.in. namiestnik Królestwa generał Józef Zajączek oraz Nikołaj Nowosilcow, ale nie przyniosły one skutku – ku uciesze całej Warszawy, która kibicowała Chłopickiemu w tym sporze. Ostatecznie wszystko skończyło się dymisją generała. Został cywilem i jego głównymi zajęciami były wizyty w teatrze i gra w karty.
Właśnie w teatrze znaleźli go podchorążowie w nocy z 29 na 30 listopada 1830 r. Ofiarowywali mu dowództwo powstania, ale stary lew napoleoński wyzwał ich od durniów i wyszedł. Dopiero na początku grudnia, z obawy radykalizacji działań powstańczych, zdecydował się przyłączyć do powstania. Dnia 5 grudnia ogłosił się dyktatorem. Chłopicki z doświadczeń napoleońskich, podobnie jak cała generalicja, wyniósł przeświadczenie, iż Rosji pokonać się nie da. Poza tym walki we Włoszech i w Hiszpanii odcisnęły trwałe piętno na generale. Gdy widział, jak regularne oddziały masakrują siły powstańcze złożone z cywili, gdy patrzył, jakie zniszczenia niesie wojna partyzancka, to stał się jednym z najbardziej zagorzałych przeciwników prowadzenia takich działań. A zdolnościom polskich żołnierzy, którzy więcej czasu spędzali na placach defilad niż na ćwiczeniach polowych, nie ufał.
Chłopicki zgodził się na swobodne odejście do Rosji wojsk Konstantego. Wystosował także do cara pismo, w którym przedstawiał wydarzenia Nocy Listopadowej jako wyraz sprzeciwu wobec łamania konstytucji. Domagał się jej respektowania, a w zamian gwarantował lojalność wobec dworu petersburskiego. Hamował również zaciąg do armii polskiej i spacyfikował środowiska radykalne.
Cios polityce dyktatora zadał Sejm. Zebrany na specjalnym posiedzeniu w dniu 18 grudnia 1830 roku uznał powstanie za narodowe. Drugi cios zadał car Mikołaj I, który nie chciał pertraktować z Chłopickim i żądał bezwarunkowej kapitulacji. W takiej sytuacji
Chłopicki podał się do dymisji. Władza przeszła w ręce Rządu Narodowego na którego czele stał książę Adam Czartoryski. Naczelnym Wodzem został książę Michał Radziwiłł, wódz niedoświadczony i nieudolny. Jego prawą ręką został Chłopicki, który faktycznie kierował armią. I w tej nieformalnej funkcji Chłopicki stanął pod Grochowem 25 lutego 1831 r. naprzeciw liczniejszej armii rosyjskiej.
Bitwa pod Grochowem była najważniejszą bitwą w życiu Chłopickiego. Chciał zatrzymać marsz Rosjan na Warszawę, ale w trakcie bitwy zmienił zamiar, dostrzegł bowiem szansę na całkowite rozbicie nieprzyjaciela. Dowodzony przez Chłopickiego żołnierz polski okazał się twardym i bitnym, godnym – jak zauważył z uznaniem były dyktator – francuskiej starej gwardii cesarskiej. Liczący 60 lat generał, w cywilnym surducie (był wszak oficjalnie cywilem), sam prowadził polskie pułki na bagnety do walki o Olszynkę Grochowską, a uderzania te były tak śmiałe i zdecydowane, że obserwujący je z rosyjskich stanowisk wielki książę Konstanty nie mógł powstrzymać radości i, ku zażenowaniu swojego sztabu, krzyczał po polsku: „To moi chłopcy tak biją!” lub wyśpiewywał: „Jeszcze Polska nie zginęła”.
Niestety – gdy w Chłopickim obudził się stary wiarus, a zwykły żołnierz walczył z ogromnym poświęceniem – zawiedli wyżsi dowódcy. Część z nich niechętnie podporządkowała się Chłopickiemu (cywilowi), część otwarcie odmówiła wykonania jego rozkazów i domagała się pisemnych poleceń od księcia Radziwiłła. Na dodatek, w decydującym momencie bitwy, gdy Chłopicki przygotowywał polskie bataliony do kolejnego uderzenia, został ranny – kula armatnia rozerwała się pod jego koniem i raniła generała w obie nogi. Kiedy znoszono go z pola, przekazał komendę generałowi Skrzyneckiemu.
Po odzyskaniu sił Chłopicki do powstania już nie wrócił. Wyjechał do Krakowa i zamieszkał w gościnie u hrabiego Adama Potockiego. Pisał pamiętniki, ale przed śmiercią zdecydował się je spalić. Podobno kiedyś, podczas przechadzki pod kopcem Kościuszki, miał stwierdzić melancholijnie: „I ja mogłem mieć podobny…”. Chłopickiego uczcili Francuzi –umieścili jego nazwisko w panteonie wybitnych dowódców napoleońskich na Łuku Triumfalnym. Tylko kto dziś w Paryżu wie, kim był ów „KLOPISKY”?